03 stycznia 2019

[wjeżdżamy w końcu w karawanseraj...]



wjeżdżamy w końcu w karawanseraj – a trzeba założyć łańcuchy na koła

kaganiec na pyski – iskiereczka mruga – sen będzie krótki podróż będzie długa



jest jeszcze woda z ostatniego tornado – górski las pełen wędrującej mgły

są kwiaty rzucane do głębi wulkanu – by przyniosły szczęście inne niż lawina

kamieni i błota – klękają zwierzęta – na progu domu – granicy ubóstwa

wietrze, bij po twarzy, śmierci, daj się unikać – na motorze, zygzakiem:

prując, tonąc i spadając, z wysokości – z półobrotu! – w strugach ulewnych

deszczu z gradem –



suszyć na słońcu białe koszule – spać w drodze, lecąc – aż do Lalibela

zamienić odrzutowiec na turbośmigłowiec – wściekłość za którą płyną obłoki



ryk pociągów, wycie statków – radosne spotkania, śpiewające ptaki

toczące się wozy – zawsze tam, gdzie ty – praca za kąt w rogu i za kawał chleba

w zamian za kilka daktyli i fig –