na islam nie przejdziemy islam przejdzie na nas w snach baśniach torturach sennych
majaczeniach – których źródłem są szafran cynamon goździki
nie odróżniając gorączki od upału fali gorąca od uderzeń krwi
od czasu do czasu budząc śpiew lub łkanie: śpiew albo cykanie żab tykanie bomb cykanie
śpiew po nocy rano łkanie – wycie syren ranny gwar od bazaru po bazaar:
Chiny wielkie Chiny wojenne machiny! bez państw i języków są języki i rynki
giełdy i markety bazary parkiety – przetańczona jest Europa wyśpiewana jest sawanna
w stronę Swanna w chmurze much – paść trupem na łące i na twarz przed Panem
na łące pachnącej kąkolem tymianem
trzeba żegnać się na krzyż oraz żegnać się – na północ południe zachód albo wschód
w deszczu paląc światła jak światła mijania przez litewskie śniegi białoruskie śniegi
w kolebce metali wśród drogich kamieni – przydrożnych podróżnych milowych i młyńskich
czarną skrzynkę topiąc w błocie i na polu:
czarodziejskie szkatułki chińskie odbijanki
kalafonium z Malabaru egzotyczne jaja!
pamiętam tych starych i pełnych godności kupców…
gdy wiatr na motorze urywa mi głowę gorące powietrze ciąży jako kask:
to wszystko kolory banknotów i flag! niech puszczą kolory niech się układają
i niech się ułożą jak pola ryżowe – niech pola ryżowe będą tarasowe
jak meczety minarety – którym słońce świeci których gwiazda dnieje
w formalinie powszednieje nowy dzień topiąc lody Grenlandii podnosząc oceany
bo słońce i spalina to jedno – w myślach cięłam worki z ryżem podpalałam pola
drzemały wulkany ciągle byłam śnięta – z braku obowiązku bez poczucia czasu
wydawałam rupie za bezcen jak śnięta chodziłam po gruzie na wschodzie jak śnięta
obrazy po deszczu widząc wciąż te same – tajemnicze kobiety dalekiego Wschodu!
macie półksiężyc zamiast uśmiechu – mężczyźni na dywanik przez Boga wezwani
terroryści znów idą do lekkiego już nieba z nowym ładunkiem w porze burz
ze słuchawkami od ucha do ucha i na słuchawkach – z arabskim hh
złota trąbka na sznurku rękawice do boksu
złota trąbka –
szalone dziewczyny z walizkami z Libanu
au revoir – krzyczały, nie odrywając – kochane! – pięści od twarzy
szalone sceny z żyć wszystkich świętych
upust wszelkim złościom z tych nadmorskich skał
Umm Haram, kamień na twojej piersi unoszony przez anioły
cięższy i większy niż kwiaty Franciszka
dwa kamienie – to była krucjata czy podróż przez głód?
i żyłam wtedy tylko lotem błyskawicy wodą i powietrzem
i nie gryzłam ziemi –
wystrzeliłam rowerem z getta Rosengard
wzdłuż Amiralsgatan
z getta Rosengard – to przyczółek Europy – jej ostatni skrzek!
tłuczone kamieniem okno na świat –
śmigło nad łóżkiem jak wojna w tropikach – niebo malaryczne i apokaliptyczne
niebo Jawy – niebo zrobiło się żółte jak na starej kartce wysłanej z Batawii albo Tangerang
niesionej pocztą aż do Semarang i dalej do Tuntang – gdzie ciągle się kończą kolejowe tory
stary kolonialny budynek białe latyfundia – stare czasy! – wieka trumien
w sepii albo formalinie – w momencie przejaśnień:
żółta febra, malaria, czerwona gorączka
czarna śmierć, czarne słońce, jasna cholera
uderzanie fal, łopotanie szmat – jak stary człowiek w noc nowego roku
wjeżdżając do Daru z jednym tylko słowem – lumumba, trochę mydła i wody
lumumba – liszaj w marmury komór łaziebnych, liszaj w dziurawe cuchnące ulice
w nocy po pokoju chodziła gąsienica – za oknem grzmiało
rano chłopcy w porcie mówili mi Joshua – dziewczyny na wyspie nazwały Alosza
malaria malarone echo nihil timeo – jak gorące kamienie – jak masaż kamieniami
ukłucia komarów zawsze po zachodzie albo tuż przed wschodem – noś jasne ubrania
o zachodzie słońca zamknij okna i drzwi – malaria malarone echo nihil timeo
od zawrotów głowy i krzepnięcia krwi – gorączka i dreszcze, koszmary, zmęczenie
zło, kwiaty – wykwity – jawajskie półcienie – wysypka, utrata, zaburzenia mowy
zaburzenia snu, duszności, ból głowy, nożyce i papier, kamień – obraz krwi
za obrazem jest skrytka bez okien i drzwi –
jedzenie uliczne, mapy kieszonkowe – jedną nogą w wodzie – to skały nadmorskie
i warkot silników, podaję wysokość – dwie moje stopy nad poziomem morza
dalej są latawce, bliżej odrzutowce – wschód daleki i bliski – to warkot silników
dzieci nie machają widząc samoloty?
spadające gwiazdy lecą nad Aleppo – tylko jeden żołnierz dziś na brzegu rzeki
Mosul albo Tygrys – zarys morza, gór – drogi – ślady kół, gąsienice na piasku
i w zarysach dróg – thalassa – przejść już tylko na palcach i możliwie cicho
w pogromach jakie obiecało nam morze – w swoich ultrafioletach albo podczerwieni
wbiegając w zachody – pomiędzy jaskółki – pomiędzy zasłony – jak w wysokie trawy
za morza i rafy! albo za rozbitków! którzy w oczach nikną – którzy w oczach bledną:
raj jest podatkowy, morski wiatr handlowy, jedzenie jest uliczne, mapy – kieszonkowe
trzask zapałkami na siarczyste mrozy – wśród widm i sonetów – pośrodku litanii
a myśmy tłoczyli się tylko na stacjach: pośród kwadratowych albo szarych składów
na stacjach kolejowych – na stacjach wołyńskich – tarnopolskich i lwowskich
na stanisławowskich – stłoczeni we własnych kwadratowych bramach
wierszach tak zwanej stosownej długości – bez szerokości, bez wysokości
bez geografii co przed słowem wojna – polska wieś wesoła polska wieś spokojna
Barong Barong
załóż sarong
na farmę w Ngong
wjeżdżamy w końcu w karawanseraj – a trzeba założyć łańcuchy na koła
kaganiec na pyski – iskiereczka mruga – sen będzie krótki podróż będzie długa